W północno-wschodnich Niemczech, u brzegu wyspy Uznam, stoi przycumowany okręt podwodny o oznaczeniu 461. Jest tworem radzieckiej myśli technicznej z lat 60. W NATO-wskiej nomenklaturze nosił nazwę „Juliett”. Był uzbrojony w pociski rakietowe i przeznaczony do zadań uderzeniowych, w ramach rozgrywek zimnowojennych.
Okręt po dekadach służby na morzu trafił w prywatne ręce i dziś jest udostępniony zwiedzającym w niewielkim porcie miejscowości Peenemünde.
Okręt napędzany był silnikami diesla, połączonymi z akumulatorami, które były ładowane podczas wynurzenia. Silniki wymagały odprowadzania spalin. Akumulatory srebrno-cynkowe pozwalały na podwodny rejs na dystansie 810 mil morskich, a także rozwinięcie prędkości maksymalnej aż do 17,5 węzła. Wówczas pogoń mogła trwać do 1,5 godziny. Wadą tego rozwiązania były wysokie koszty srebra i ich mała trwałość. Dlatego też tylko pierwsze sztuki były w nie wyposażone, kolejne natomiast w tańsze rozwiązanie złożone z akumulatorów kwasowo-ołowianych. W przypadku tańszego zasięg okrętu malał do 300 mil morskich.
Okręty podwodne wyposażone w napęd atomowy mogły wypływać na długie miesiące. Ograniczeniem były zapasy żywności dla załogi i po nie musieli zawijać do portu.
W latach 1962 — 68 zbudowano 16 takich jednostek. Uzbrojenie okrętu obejmowało 4 pociski manewrujące typu P-5 i P-6, uzbrojone w ładunek jądrowy, lub w innej konfiguracji do 18 torped rozmieszczonych w kilku miejscach. Czas potrzeby do wystrzelenia pocisku mógł wynieść nawet do 40 minut. Pociski mogły być wystrzeliwane tylko przy wynurzeniu okrętu.
Okręt 651 jest kilkukrotnie większy od jednostek używanych w trakcie II wojnie światowej. Składał się z ośmiu przedziałów mieszczących m.in. torpedownię, maszynownię, akumulatory, kajuty, kuchnię, mesa, prysznic i toaletę. Tę wprawdzie widzieliśmy tylko jedną, ale jest ich ponoć trzy na około 80 marynarzy!
„Juliette” była na tamte czasy nowoczesnym okrętem, co prawda bez napędu atomowego, ale posiadała kilka ciekawych rozwiązań. Kadłub pokryty był specjalną gumą, twardą w strukturze i spełniającą zadanie pochłaniania fal sonarowych. Sam kadłub wykonano z nierdzewnej stali austenitycznej o niskiej strukturze magnetycznej. Łódź posiadała także system odbierania informacji z i do pocisków manewrujących P-6 o celu, realizowanych za pośrednictwem łącza satelitarnego. System nosił nazwę „Kasatka”.
Wcześniej wykorzystywano do tego celu samoloty dalekiego zasięgu.
Okręt wysoki jest na niecałe 10 metrów, długi na 86 m i 4,1 tony wyporności przy zanurzeniu. Zejście do środka wcale nie jest łatwe.
Wewnątrz panuje wyjątkowy klimat. Jest dość ciemnawo i ciasno, wszędzie poupychano różnego rodzaju sprzęty. W powietrzu czuć zapach smaru oraz olejów. Od razu przypominają się sceny z filmu akcji „Polowanie na Czerwony Październik”. Zimnowojenne emocje nakręcają kolorowe lampki sygnalizacyjne, mnogość pokręteł i liczników, a przede wszystkim napisy w cyrylicy i klaustrofobiczne pomieszczenia (sekcje) okrętu.
Niezłym wyzwaniem okazały się okrągłe przejścia pomiędzy sekcjami okrętu! Na filmach o U-Bootach widzieliśmy, jak załoganci przelatują wręcz przez okrągłe „drzwiczki”.
Wytrzymałe i wodoszczelne „drzwi” przegrodowe izolują poszczególne sekcje okrętu.
W sekcji 2 znajdują się kajuty oficerskie, mesa i część akumulatorów. W części tej słychać śpiewy marynarzy wydobywające się z mesy. Panuje tu żołnierski klimat.
Na okręcie utworzono obowiązkowo punkt medyczny dla chorych i rannych.
Blisko 90-osobową załogę trzeba wykarmić, zatem skromna, bo skromna kuchnia, ale być musi. Tylko ta pani ze zdjęcia nie pasuje do składu załogi, złożonej przecież z samych mężczyzn.
Dla wszystkich załogantów urządzono tylko jeden prysznic! Ciekawe, z jaką częstotliwością można było się wykąpać… .
Toalety były ponoć trzy. My widzieliśmy tylko tę jedną i to na dodatek zajętą.
Na okręcie podwodnym, każdy centymetr przestrzeni musi być przemyślanie wykorzystany. Poniżej umywalka wciśnięta pomiędzy instalacje, nazwana łazienką dla załogi.
Sekcja 1 okręgu to miejsca do spania dla załogantów oraz komora torpedowa. O wygodzie spania nie było mowy! W środku czuliśmy się jak na jakimś statku kosmicznym!
W sekcji 3 i 4 znajdują się radiostacje, urządzenia sterujące okrętem, kajuta kapitańska i oczywiście peryskop.
Poniżej peryskop, który wynurzony ponad powierzchnię wody był oknem na morski świat.
Pomieszczenie radiowo-akustyczne z radarem. Przypomnijcie sobie charakterystyczny dźwięk, który towarzyszył widzom w trakcie oglądania akcji „zamarcia” jednostki w momencie zagrożenia. W tym miejscu towarzyszy on zwiedzającym, a klimatyczne oświetlenie podsyca atmosferę grozy!
Najważniejsze militaria na Dolnym Śląsku
Jak radziecki okręt podwodny U-651 znalazł się w niemieckim Peenemünde?
Historia tego okrętu jest wyjątkowo prosta, aczkolwiek dotyczy dwóch jednostek. Po upadku ZSRR jej ogromne problemy finansowe nie pozwalały na utrzymanie wielu sprzętów wojskowych, bo było zbyt drogie. W tym czasie dwa okręty podwodne 651 stacjonowały w łotewskim porcie w Lipawie, który to do niedawna wchodził w granice Związku Radzieckiego. Po jego rozpadzie i odzyskaniu wolności przez Łotwę wojsko rosyjskie musiało coś zrobić z obiema jednostkami. Ten zacumowany obecnie w Niemczech trafił pierwotni do Kopenhagi i służył jako muzeum. W 1998 roku został kupiony przez Niemców i został przeholowany właśnie do Peenemünde. Losy drugiego zaprowadziły go aż na plan filmowy do USA, gdzie odegrał główną rolę w filmie „K-19 The Widowmaker”. Zanim trafił do Ameryki, został kupiony przez finlandzkiego biznesmena, który już w Finlandii zorganizował w nim muzeum zimnej wojny i połączył z restauracją.
zobacz także: Muzeum Peenemünde – miejsce, w którym nauka z techniką posłużyły zbrodni
Po zdjęciach do filmu został kupiony przez inwestorów morskiego parku rozrywki, w którym był uzupełnieniem dla odkupionego, wysłużonego lotniskowca! To się nazywa rozmach w dostarczaniu rozrywki! W wyniku uderzenia cyklonu, w 2007 roku okręt „Juliett” zatonął, głównie w wyniku przeprowadzonych na nim przeróbek, jeszcze w Finlandii. Po wyłowieniu został sprzedany na złom, a co ciekawsze sprzęty wymontowano i sprzedano kolekcjonerom, czy też muzeom.
Zobacz czeską twierdzę Haniczka
Tym sposobem jedyna ocalała jednostka jest dostępna w Niemczech na wyspie Uznam.
Masz pytania, komentarze? pisz śmiało, ale z klasą :-)