fbpx

Samochodem przez Bałkany

Budapeszt + Split + Trogir + Makarska + Park Natury Blidinje + Mostar + Sarajewo

W pierwszym odcinku serii opisujemy podróż samochodem z Wałbrzycha do Budapesztu, następnie krótki relaks nad Balatonem i jazda do chorwackiego Splitu. Środkowa Dalmacja jest doskonałym miejscem wypadowym do objechania Riwiery Makarskiej i np.: urokliwego Trogiru. My tak właśnie zrobiliśmy, a na deser ruszyliśmy na nieznane nam horyzonty do Sarajewa, odwiedzając po drodze Park Natury Blidinje, maryjne Medjugorie oraz emblematyczny Mostar. Pomiędzy kolejnymi etapami podróży był czas na opalanie i kąpiel w fantastycznym Adriatyku oraz Balatonie, nad którym poczuliśmy klimat rodzimej lubuskiej riwiery.

No to zaczynamy – jak zaplanować poszczególne etapy podróży i przygotować samochód do podróży możecie poczytać na tym blogu – zachęcam do lektury – link do artykułu:

  1. https://www.samochodemnawakacje.pl/jak-zaplanowac-podroz-samochodem/
  2. https://www.samochodemnawakacje.pl/jak-przygotowac-samochod-przed-podroza/

Podróż rozpoczynamy tradycyjnie o 3 nad ranem, co pozwala złapać kilka godzin snu, wypić mocną kawę i zjeść przed wyjściem treściwą kanapkę. Lubię też wciągnąć coś słodkiego np.: batona lub czekoladowe ciacho. Spadek cukru nie jest wskazany przy intensywnym wysiłku psychofizycznym. Samochód czeka spakowany i poza plecakiem z prowiantem oraz dokumentami nic więcej już nie zabieramy. Ruszamy w kierunku przejścia granicznego z Czechami w Boboszowie. Przed samą granicą znajduje się stacja Orlenu, na której warto zatankować zbiornik do pełna. Po stronie czeskiej pamiętajcie o wykupieniu winiety na autostrady i drogi szybkiego ruchu – do wyboru mamy 10-dniową, miesięczną lub roczną. Przy dwutygodniowym wypadzie najbardziej kalkuluje się zakup miesięcznej za 440 koron, co w przeliczeniu na polskie daje kwotę 70 zł (w zależności od kursu waluty). Jak to w życiu każdego podróżnika bywa, okazało się, że na kilku kolejnych stacjach nie było w sprzedaży żadnej z wymienionych winiet, z powodu – jak to stwierdziła jedna z Pań na stacji paliw – „Wy Polacy wykupiliście nam wszystkie winietki…”. Sytuacja stała się dla nas niewesoła, a za chwilę mieliśmy wjechać na autostradę! Całym szczęściem na ostatniej możliwej stacji udało nam się kupić miesięczną winietę!

OD ROKU 2021! Ruszyła sprzedaż elektronicznej winiety autostradowej na stronie: Elektroniczna winieta autostradowa – eDalnice

W całych Czechach obowiązuje jazda na włączonych światłach dziennych lub mijania przez 24h – tak samo jak w Polsce. Odradzamy szarżowania z nadmierną prędkością, gdyż czeska policja solidnie nagradza za takie wyczyny – czasami aż za solidnie! Mandaty są bardzo dotkliwe i płatne na miejscu u funkcjonariuszy, więc nie zepsujcie sobie wakacji już na wstępie!

Po dojechaniu do Brna, kierujemy się na słowacką stolicę – Bratysławę, do której prowadzi kawałek pięknej autostrady, oczywiście płatnej żeby nie było i to jedynie 10 euro… . Nie będąc rozrzutnym w podróży, postanawiamy ją ominąć, jadąc równoległą drogą nr 425 i 2. W samej Bratysławie wjeżdżamy na jej obwodnicę (szybkiego ruchu) i jedziemy do przejścia granicznego w węgierskiej Rajce.

Budapeszt – Most Łańcuchowy

W kraju Madziarów czujemy się jak u siebie w domu, w końcu „Polak, Węgier – dwa bratanki, od szabelki, no i szklanki”. W bratnim narodzie robimy „deala” w kasie z winietami, kupując od sympatycznej, kruczowłosej i dość tęgawej węgierki e-winietę za 10 euro (10-dniowa, gdyż zaplanowaliśmy tylko trzydniowy pobyt w stolicy – Budapeszcie oraz nad węgierskim „morzem” Balatonem). Postać pani kasjerki od winiet przywołuję, nie z powodu zamiłowania do kobiecych krągłości, ale chcąc przypomnieć o fakcie zamieszkania przez ludność węgierską południowych części Słowacji, która została wcielona terytorialnie w granice Czechosłowacji zaraz po I wojnie światowej. Mieszkańcy tych terenów są dwujęzyczni (w domu mówią po węgiersku a w szkole uczą się słowackiego), dzięki czemu można porozmawiać jak „Słowian ze Słowianinem” na węgierskie tematy. My tak zrobiliśmy, będąc… uwaga! na Cyprze!, gdzie poznaliśmy grupę młodych dziewczyn z Węgier, rozmawiających z nami po słowacku.

Koszulki na prezent
Koszulki na prezent

Z przejścia granicznego w Rajce ruszamy autostradą M1 w kierunku Budapesztu. Do przejechania mamy dystans 180km. Pierwsze kilkadziesiąt kilometrów wleczemy się jednym pasem z powodu prac remontowych nawierzchni, dopiero wyjeżdżając ze zwężki można było lekko depnąć na gaz.

Budapeszt przywitał nas piękną, słoneczną pogodą i sporym syfem dookoła dworca głównego Keleti. W Polsce udało się zrobić porządek z fruwającymi śmieciami i licznymi bezdomnymi, którzy okupowali praktycznie każdy wolny kawałem miejsca na dworcach czy w parkach. Węgrzy stoją dopiero przed zadaniem rozwiązującym ten problem. W tej chwili wygląda to słabo.

Budapeszt – Dworzec Główny Keleti

Miejsce noclegowe zarezerwowaliśmy przez booking.com (jeśli będziesz rezerwować swój nocleg skorzystaj z tego linka https://www.booking.com/s/34_6/e828a563 – dzięki temu wpadnie nam małe kieszonkowe na dalsze podróże). Znaleziony nocleg kosztował nas około 200zł/2 noce). Wynajęty pokój znajdował się w mieszkaniu w starej kamienicy naprzeciwko wspomnianego dworca Keleti. Właściciel dużego mieszkania wydzielił w nim cztery spore pokoje, z dwiema łazienkami i wspólną kuchnią. Za sąsiadów mieliśmy dwie pary młodych Japończyków, którzy z zaciekawieniem przyglądali się zabiegowi zaparzania naszych „chińskich” zupek.

Zamek Królewski – obecnie galeria sztuki narodowej

Uwaga ważne dla zmotoryzowanych! – w centrum Budapesztu występuje strefa płatnego parkowania (parkometry) maksymalnie do 3 godzin, poza weekendami. Jeżeli zaparkujecie samochód w te dni to luz nic się nie dzieje i nie musicie płacić. Natomiast w tygodniu pomiędzy godzinami 8-18 obowiązuje już strefa płatnego parkowania.

Nasza rada: wyszukajcie w internecie najbliższego parkingu P+R (Park and Ride) i tam zostawcie swój samochód. Jedna stacja metra dzieliła nas od darmowego parkingu tuż obok Papp László Sportaréna P + R car park. Tam też zaparkowaliśmy auto. Parking był bezpłatny, obok znajdowało się wejście do metra linii czerwonej M2. Jedynym mankamentem jest mała pojemność parkingu.

ikona Budapesztu – Ikarus

Budapeszt posiada bogatą ofertę turystyczną na każdą kieszeń, od małego po dorosłego. Nasz wakacyjny pakiet obejmował tanie noclegi (nie znaczy, że z karaluchami i widokiem na śmietnisko), najciekawsze atrakcje turystyczne oraz zakosztowanie kuchni z danego regionu (tylko w miejscach gdzie jadają lokalsi). Poza tym robiliśmy zakupy w sieciowych marketach, kupując w nich produkty na śniadania, podróże tranzytowe i obiadokolacje.

Węgierskie morze wita nas turkusową barwą i spokojną taflą wody. Na nocleg zatrzymaliśmy się w miejscowości Siófok, największym mieście na południowej stronie Balatonu. Jezioro robi wrażenie swoją rozpiętością i barwą, natomiast jest dosyć płytkie i trzeba odbyć niezłą marszrutę aby się głębiej zanurzyć. Jest to natomiast dobre rozwiązanie dla rodzin z dziećmi, jednakże (znowu jakieś ale!) pomosty z których wchodzi się do wody bywają często bardzo śliskie i nie trudno o wywinięcie na nich orła! (mi się przytrafiło i lekko się obtłukłem). Poza tym można w aktywny sposób spędzić wolny czas np.: spacerując wzdłuż brzegu jeziora, uprawiając nordic walking czy też jeżdżąc na rowerze. Dookoła znajduje się wiele różnorakich knajpek, knajpeczek i sklepików z duperelami, także każdy znajdzie coś dla siebie. Po jednodniowym pobycie nad Balatonem ruszamy autostradą w kierunku chorwackiego Zagrzebia, a następnie do Splitu.

Balaton od strony Siófok
Balaton od strony Siófok
ubezpieczenie podróż
Ubezpieczenie w podróży

Granicę węgiersko-chorwacką przekraczamy w miejscowości Letenye – Gorican i wjeżdżamy na płatny odcinek autostrady A4: Goričan – Sveta Helena (koszt 47 kun = 6 euro). W Zagrzebiu wjeżdżamy na koleją autostradę wiodącą do samego Splitu A1: Zagreb (Lučko) – Dugopolje (koszt 200 kun = 26 euro). Chorwackie autostrady nie należą jak czytacie do tanich i bądźcie przygotowani na wydatek powyżej 30 euro w jedną stronę.

Split to drugie co do wielkości miasto Chorwacji i zarazem stolica pięknej Dalmacji. Wybraliśmy to miejsce jako najlepszą bazę wypadową do zwiedzania środkowej Chorwacji (Trogir, Split, Riwiera Makarska) oraz Bośni i Hercegowiny. Ze Splitu pływają także promy na wyspę Brać, na której mieści się perła wśród chorwackich plaż (urlopowicze twierdzą, że jest najpiękniejsza) – Zlatni Rat. Prom w tym roku kosztuje (ceny orientacyjne): samochodów osobowy 160 kn + 33 kn za każdą osobę dorosłą, co daje w naszym przypadku kwotę 259 kn (~37 euro), więc nie należy do tanich.

W Splicie, a dokładnie na jego peryferiach w Stobreč, zarezerwowaliśmy kemping o wysokim standardzie, z własną plażą na wyciągnięcie ręki, tuż przy parcelach. Z plaży rozpościera się cudowny widok na zatokę i otaczające ją góry. Fajnie jest uprawiać plażing i spoglądać na malownicze górskie szczyty.

W Splicie znajduje się Pałac rzymskiego cesarza Dioklecjana, wpisany na listę Światowego Dziedzictwa UNESCO, do którego z kempingu dojedziemy miejskim autobusem (przystanek tuż przy wjeździe na kemping). Autobus kursuje mniej więcej co 30 minut – dokładny rozkład jazdy znajduje się w gablotce obok recepcji. Kurs autobusem trwa około 30 minut i należy wziąć pod uwagę liczną grupę lokalnych mieszkańców, którzy w dni robocze korzystają z komunikacji miejskiej – powoduje to mocne stłoczenie w autobusie – jak to nazywam „na sardynkę w puszce”. Jednorazowy bilet dla dorosłej osoby kosztuje 15 kun – czyli około 2 euro. Zdecydowanie odradzam chęć wybrania się w okolice pałacu samochodem. Po pierwsze umęczycie się w korku, po drugie zmarnujecie mnóstwo czasu na poszukiwanie wolnego miejsca parkingowego.

Pałac Dioklecjana oraz bulwar palmowy Riva (ponoć można tu spotkać chorwackich celebrytów) zobaczcie na naszym nagraniu:

Jak wspomniałem wcześniej, Split jest doskonałą bazą wypadową do zwiedzania Dalmacji oraz Bośni i Hercegowiny.

Ze Splitu wybieramy się na pierwszą wycieczkę do malowniczego Trogiru. Samochodem pokonamy trasę w niespełna 30 minut. Tuż przed mostem łączącym Trogir z wyspą Ciovo znajduje się duży parking (opłata 10 kun za godzinę). Klik kroków dalej mamy do dyspozycji piękną nadmorską promenadę, otoczoną palmami i murami Starego Miasta, które uchodząc za arcydzieło średniowiecznej urbanistyki zostało w 1997 roku wpisane na listę UNESCO. Stare miasto zbudowano na cypelku, który wciśnięty jest pomiędzy lądem a wyspą Ciovo.

Będąc w Trogirze należy w pierwszej kolejności przejść się spacerowym tempem wzdłuż bulwaru z palmami, najlepiej przy nabrzeżu, relaksując się turkusem bijącym od Adriatyku, aż do Fortecy Kamerlengo. Wejście do fortu jest płatne – 25 kun od osoby i poza przejściem po murach i pięknym widokiem na miasto ze swojej wieży nie ma nic do zaoferowania… . Po wyjściu z fortu kierujcie się na prawo i idźcie w cieniu palm aż do wieży Św. Marka, za którą wzdłuż kanału przycumowane są licznie piękne motorówki i mini jachty. Rozkoszując się widokiem dojdziecie do mostku w stylu weneckim, z którego jak na dłoni widać położenie starówki na półwyspie. Kolejnym punktem obowiązkowym jest przechadzka po wąziutkich uliczkach starego miasta. Tuż za bramą przywita Was surowy kamień używany do budowy domów i mocno wyślizgana nawierzchnia, na której łatwo się poślizgnąć. Wąskie uliczki tworzą swoisty labirynt, w którym musimy się odnaleźć, jednakże odkrywając różne zakamarki można fajnie się zrelaksować i o to chyba powinno chodzić. W centrum zabytkowej starówki mamy wieżę zegarową, Kościół Św. Wawrzyńca (chyba najwyższa budowla w mieście) oraz Pałac Ćipiko z charakterystycznymi trzema okienkami i balkonikiem jak z Romea i Julii. Na koniec udaliśmy się do Kościoła Św. Dominika (znajduje się przy deptaku z palmami), w którym czuć wiekową atmosferę. Po obejrzeniu kościoła, koniecznie udajcie się na jego patio, które tonie wręcz w bujnej botanice i posiada spory wybieg dla żółwi! Jest ich co najmniej kilka sztuk i każdy na swój sposób reaguje na kręcących się turystów (mnie jeden chciał chapnąć, po tym jak przeszkodziłem mu w degustacji lunchu, inne miały parcie na „szkło” kamery). Na patio zgromadzono kilka ciekawych eksponatów z antycznych czasów.

Opisana przechadzka na naszym filmie:

Na kolejną wyprawę wyruszamy ze Splitu do Parku Przyrody Blidinje w Bośni i Hercegowinie. Wybieramy przejście graniczne w Kamensko. Jest niewielkie i panuje na nim mały ruch. Z budki granicznej wychyla się jegomość w mundurze i życzy sobie zobaczyć zieloną kartę samochodu. Do BiH można wjechać na dowód osobisty (nie trzeba mieć paszportu), a do prowadzenia samochodu wystarczy polskie prawo jazdy.

oferty wyjazdów wakacyjnych i zimowych TUI
Oferty wyjazdów wakacyjnych oraz zimowych TUI
Mućki na drogach górskich w Bośni i Hercegowinie
na górskich drogach częsty widok

Interesując się trochę wydarzeniami lat ‘90 i toczącą się na Bałkanach wojną domową, poczujecie wewnętrzne uczucie dreszczyku skrajnych emocji, a Wasze zmysły wyostrzą się w kierunku odkrywania wszystkiego co dookoła. Aby zrozumieć fenomen tego kraju musicie poznać historię stworzenia Wielkiej Jugosławii a następnie jej rozpad. Bez tej wiedzy przyjazd do BiH jest ignorancją jej mieszkańców, ich tragicznego losu i trudnej historii. Kraj ten jest podzielony na trzy części: Federację Bośni i Hercegowiny, Republikę Serbską i dystrykt Brczko. Na czele państwa stoi prezydium złożone z 3 osób – 1 Boszniaka, 1 Chorwata i 1 Serba. Co 8 miesięcy członkowie prezydium wybierają spośród siebie przewodniczącego.

Bośnia i Hercegowina – na obszarze serbskim pisownia w dwóch alfabetach

Podróżując po tym kraju napotkacie wiele różnic, które będą Wam wydawać się dość dziwne i zaskakujące. W kraju występują dwa alfabety – łaciński i cyrylica, którą posługują się Serbowie. Tablice drogowe z nazwami miejscowości napisane są w dwóch alfabetach. Na obszarach zamieszkałych przez Chorwatów i Boszniaków w większości przypadków nazwy napisane cyrylicą zostały zamalowane sprayem. Z kolei na obszarach serbskich większość napisów i tablic informacyjnych jest tylko w cyrylicy… Nie zdziwcie się jak w Sarajewie zobaczycie dwa takie same radiowozy w różnych dzielnicach miasta z napisami w jednym lub drugim alfabecie. Jadąc z centrum Sarajewa do muzeum „tunel wolności” droga prowadzi przez serbską dzielnicę. Na wjeździe do niej miniemy dużą tablicę „Republika Serbska”, która ma symbolizować do kogo należy ten teren… .

Po przekroczeniu granicy w Kamensku dojedziemy do pięknego jeziora Buško, będącego największym zbiornikiem wodnym w BiH. Krajobrazowo zbiornik przedstawia się pięknie, a w mijanych wioskach nie widać było ruchu turystycznego. Jest zatem potencjał tego miejsca do wykorzystania, umożliwiający odpoczynek w ciszy i spokoju.

Znad jeziora ruszyliśmy w kierunku Parku Krajobrazowego Blidinje (droga nr 419). Przy pięknej pogodzie widoki jak z bajki, dookoła piękne górki, lasy i lazurowe jezioro o nazwie parku. Po drodze mijamy sporo domów z pokojami na wynajem i kilka niewielkich wyciągów narciarskich. Turystów jak na lekarstwo, a przecież miłośnicy górskich wędrówek mieliby tutaj co robić. Widać, że szlaki są dobrze oznakowane, a infrastruktura przeszła modernizację. Jak dla nas to miejscówka godna uwagi i rozpatrzenia pod kątem wakacyjnego wypadu na łono natury. Duża część drogi poprowadzonej przez park jest szutrowa. Prace z kładzeniem asfaltu postępują, ale do końca inwestycji upłynie jeszcze trochę czasu. My kontynuowaliśmy jazdę drogą 419 do miejscowości Doljana. Jest to mała wioska, w której mieszkają muzułmanie. Po ostrym, górskim i dziurawym zjeździe szutrową dróżką do wioski, wita nas pięknie zdobiony meczet w kolorze mięty, z jednym minaretem oraz duża tablica z nazwiskami mieszkańców, upamiętniająca ich śmierć poniesioną w trakcie ostatniej wojny domowej.

Poniżej wsi jest mała zatoczka u podnóża której znajduje się miejscowy cmentarz, tablica z ostrzeżeniem o zaminowanym terenie i przepiękna panorama na góry. Z Dolanje dojeżdżamy do miasteczka Jablanica, w którym warto zatrzymać się na bałkańską przekąskę – sytego i smacznego burka. To nic, że ocieka olejem i napchany jest tłustym mięchem lub serem feta. On jest pyszny i tutejszy, dlatego nie dopuszczam faktu nie spróbowania tej osmańskiej potrawy!

Kolejnym celem podróży jest trochę zaniedbane miasto Konjic. Już z daleka witają nas dwie socjalistyczne wieże w postaci szaroburych dziesięciopiętrowców. Dodam, że trasa przebiega wzdłuż turkusowej Neretwy i malowniczego jeziora Jablanica. Jadąc trudno skupić się na jeździe, gdyż wzrok sam wędruje za pięknem otoczenia.

Włodarze Konjic szukali sposobu na rozwój miasta i poprawę sytuacji jego mieszkańców. Postawili na turystykę i powoli rozwijają się w tym obszarze. My byliśmy tylko przejazdem, więc nie mieliśmy za dużo czasu aby dokładnie spenetrować wszystkie atrakcje i zakamarki, ale na pewno zachęcamy do obejrzenia tureckiego mostu, niewielkiego meczetu na końcu mostu (oba widoczne są z głównej drogi) oraz bunkra Marszałka Tito – wybudowany za gigantyczne pieniądze, miał być schronieniem dla „Wodza Narodu” w przypadku ataku nuklearnego. Dziś można go zwiedzać.

Do Sarajewa można wjechać na dwa sposoby – kawałkiem autostrady A1 (wjazd w miejscowości Tarcin), płatne 2 marki lub drogą E75 bezpłatnie, ale wolniej. My wybraliśmy przejazd nowym highwayem.

Sarajewo jest wyjątkowym miejscem na mapie Europy, w którym od wieków przeplatają się losy ludzi różnych wyznań i wielu kultur. Jest bijącym sercem Bałkanów, które raz po raz próbowano przebić sztyletem wojen, konfliktów i tragicznej w skutkach historii. Miasto to jednak wraz z mieszkańcami nie poddaje się i za każdym razem wspólnie powstają z kolan, aby na nowo budować swoją przyszłość.

Przybyszów ze świata wita gorzkim i brzydkim stylem postsowieckich budynków z wielkiej płyty, prowadząc dalej labiryntem zawiłych uliczek do świata orientu, który czaruje blaskiem osmańskiej architektury i przede wszystkim atmosferą jak z baśni tysiąca i jednej nocy.

Te miasto łączy w sobie wpływy osmańskie, austro-węgierskie oraz jugosłowiańskie (socjalistyczne). Współczesna koncepcja urbanistyczna włącza do miejskiego krajobrazu szklane konstrukcje z europy zachodniej, które dodają powabu temu miastu.

Mieszkańcy Sarajewa chcą aby ich miasto rozkwitało i dorównało innym stolicom na świecie, a nie tylko było postrzegane przez pryzmat ostatniej wojny narodów wielkiej Jugosławii.

Aby je jednak zrozumieć i poczuć w pełni ducha tego miejsca musicie poznać jego historię i losy mieszkańców. To ważne, aby w przyszłości nie popełnić jej błędów, co w przypadku Bośni i Hercegowiny ma ogromne znaczenie dla utrzymania pokoju.

Pod rządami Tity w Sarajewie bez sprzecznie wspólnie egzystują obok siebie katolicy, protestanci, żydzi i wyznawcy islamu.

Rozkwit „wielkiej” Jugosławii trwa aż do śmierci jej prezydenta Tity i po 4 maja 1980 roku na czele państwa staje rząd złożony z przedstawicieli wszystkich republik i autonomicznych regionów – w sumie 8 osób, jednakże takie rozwiązanie doprowadza do sytuacji w której każdy z członków próbuje „ugrać” jak najwięcej dla swoich, co w konsekwencji spiętrza problemy zamiast je rozwiązywać. Efektem tej sytuacji jest unoszące się w powietrzu widmo rozpadu federacji, które zostaje uciszone po przyznaniu Sarajewu w 1984 roku organizacji Igrzysk Olimpijskich. Ich symbolem był przyjacielski wilk Vućko, który głosił światu przesłanie o miłości i pokoju w Sarajewie. Okazało się potem, że na krótko… .

Ubezpieczenie punkta
Ubezpieczenia OC i AC

W 1991 roku Słoweńcy postanawiają odłączyć się od Jugosławii i stanowić odrębne i niezależne państwo, co sutkuje interwencją wojskową z Belgradu i na 8 dni wybucha wojna, która kończy się sukcesem Słoweńców.

Chorwaci idą w ślady Słoweńców i żądają także utworzenia niezależnego państwa, co również doprowadza do konfliktu zbrojnego z Jugosłowiańską Armią Ludową i oddziałami armii samozwańczej Republiki Serbskiej Krajiny.

W roku 1992 niepodległość ogłasza Bośnia i Hercegowina. Wojska serbskie wkraczają na jej terytorium i rozpoczyna się prawie 4 letnie oblężenie i izolacja Sarajewa.

Miasto zostało szczelnie otoczone przez wojska serbskie, odcięte od dostaw żywności i wody. Było ostrzeliwane ponad 300 razy dziennie, na ulicach toczyły się walki z najeźdźcą. Serbowie postanowili zastosować średniowieczną metodę szczelnego otoczenia grodu, odcięcia go od wszelkich dostaw i doprowadzenia do zagłodzenia jego mieszkańców. Dla mieszkańców zaczęło się życie pod nieustającym ostrzałem moździerzy i snajperów, którzy chcąc zastraszyć ludzi, strzelali do nich z okolicznych bloków. Nawet zwykły spacer mógł zakończyć się śmiercią. Główna arteria Sarajewa z tramwajowym torowiskiem stała się areną na której odbywało się polowanie snajperów na przechodniów. Ulica zyskała wówczas określenie „aleja snajperów”, która funkcjonuje do dnia dzisiejszego. Ludzi ginęli stojąc w kolejce po chleb czy odwiedzając swoich krewnych. Brakowało żywności, wody, opału, leków i środków czystości. Na ulicach zalegały tony niezbieranych śmieci. Sarajewianie byli zdani tylko i wyłącznie na siebie i swoją kreatywność. W rękach sił pokojowych znajdowało się wyłącznie międzynarodowe lotnisko, do którego wydrążono z dwóch stron tunel, który dał mieszkańcom nadzieję na przeżycie. Tunel mierzył 800 metrów i połączył odcięte przez serbskie siły miasto z lotniskiem kontrolowanym przez ONZ. Był jedyną drogą, którą do oblężonego miasta transportowano żywność, pomoc humanitarną, zwierzęta, ludzi, a także broń, na którą nałożono embargo dla obu stron konfliktu.

Oblężenie trwało blisko 4 lata i było najdłuższym w nowożytnej historii po II wojnie światowej. W jego wyniku śmierć poniosło ponad 10 tys. osób, w tym ponad 1,5 tys. dzieci. Rannych zostało ponad 50 tys. (w tym niemal 15 tys. dzieci).

„Nigdy nie zapomnimy” to hasła głoszone w całej Bośni i Hercegowinie. Ten konflikt ludzkości na nowo przypomniał światu jak straszna i bestialska w skutkach jest każda wojna. Przyjeżdżając do Sarajewa położonego, tak naprawdę kilkaset kilometrów od europejskich stolic, bez wątpienia przeniesiemy się w świat orientu, mieszanki kultur i namacalnej historii ludzkich tragedii. Sarajewo to także dumna metropolia, patrząca pozytywnie w przyszłość, a jej mieszkańcy pragną by dorównała rozwojem takim metropoliom jak Berlin czy Paryż.

Nasza przygoda z Sarajewem na filmie:

Sarajewo

Dla miłośników historii szczególnie namawiamy do wizyty w sarajewskim muzeum „Tunel wolności”, będący żywym świadectwem minionego konfliktu zbrojnego oraz wyrazem zaradności ludzkiej dla ochrony życia.

Wizyta w tunelu na filmie:

Sarajewo – tunel wolności i nadziei

Przedostatnim punktem naszej podróży po BiH była wizyta w Maryjnym Medjugorie i pobliskim Parku Krajobrazowym Kravica z przępięknymi wodospadami rozpiętymi na długości 200 metrów. Wodospady są mocno reklamowane po stronie chorwackiej, głównie w okolicy riwiery Makarskiej. Nie sposób nie zauważyć licznych billboardów zawierających piękne zdjęcie szmaragdowego jeziorka i opadającej z wysoka wody. Na miejscu mamy do dyspozycji wielgachny i bezpłatny parking, kilka kramików z pamiątkami i punkty z jedzeniem. Wejście do parku i nad wodospady jest biletowane (koszt 5 euro/osoba). Kolejka do kasy jest dość długa ale obsługa sprawnie i szybko skraca jej ogonek. My przyjechaliśmy przygotowani na chodzenie po parku, coś na wzór Krka czy Plitvickich. Okazało się jednak, że ta atrakcja jest bardziej naturalnym kąpieliskiem z fajnym widokiem niż miejscem do pieszych wędrówek. Byliśmy tym faktem mocno zawiedzeni, tym bardziej, że cieszyliśmy się z faktu, że BiH ma konkurencyjny park do tych w Chorwacji i ciekawiło nas jak to zorganizowali… . Podsumowując – Kravica to ciekawe miejsce na mapie turystycznej, pod warunkiem, że będziecie je traktować jako miejsce kąpielowe w pięknej i naturalnej atmosferze, spędzicie tu większość dnia i zakosztujecie potraw z knajpek na miejscu. Wówczas ma to sens.

Urocze wodospady Kravica

Ostatnim miejscem w BiH był intrygujący swoją historią, a w zasadzie emblematyczny Mostar. Nazwa jak można się domyśleć wywodzi się od kamiennego mostu, zbudowanego za czasów osmańskich, a po 427 latach istnienia został wysadzony w powietrze przez wojska chorwackie… .

W Mostarze mamy do czynienia z dwiema społecznościami: katolicką i muzułmańską. Serbów było tu zdecydowanie mniej od zawsze, dlatego też w początkowej fazie konfliktu Boszniacy i Chorwaci ramię w ramię odpierali atak nacierających oddziałów serbskich. Jak się uspokoiło (Serbowie zrozumieli, że są tu w mniejszości) to doszło do konfliktu pomiędzy sprzymierzonymi sąsiadami. Chorwacji wysadzili most na znak podziału miasta na dwie strefy. Ich dążenia miały charakter nacjonalistyczny i szły w kierunku „zagrabienia” tych terenów tylko dla siebie. Obecnie po obu stronach mostu mieszkają dawni sąsiedzi tylko obok siebie. Mają różne szkoły, procesy wychowawcze i jak nie muszą to nie przekraczają nawzajem niewidzialnej linii granicznej na Neretwie. Czy to normalne? Raczej nie i powinno szybko się zmienić. W innym wypadku znajdzie się jakiś krzykliwy człek, który wywoła iskrę i wznieci pożar…, a jak wiecie historia lubi się powtarzać i zawsze szuka podatnego gruntu jak bez wątpienia jest skrajny nacjonalizm.

Most i starówka zostały wpisane na listę Światowego Dziedzictwa UNESCO.

Mostar w naszym materiale video: przeczytaj o tym

Ciekawą sprawą są pokazy skoków z mostu do wody. Obecnie komercyjne, niegdyś młodzi śmiałkowie chcąc zaimponować swoim wybrankom serca decydowali się na odważny lot z 27 metrów w otchłań turkusowej Neretwy. Oczywiście nim dojdzie do skoków, prowadzona jest zbiórka pieniędzy (chyba, że wejdzie tu osoba z lękiem wysokości to będzie miała kilka atrakcji w jednej).

Starówka Omisia nie różni się od pozostałych w tym regionie, tworzy ją szereg zabudowań z wąskimi uliczkami, pomiędzy którymi lokalni kucharze i restauratorzy oferują swoje adriatyckie menu.

Omiś i Makarska

Wieczorny spacer kończymy idąc wzdłuż długiej plaży, z której udajemy się na parking do samochodu.

Ostatnią noc spędzamy na kempingu w Splicie. Rano pobudka, pożegnanie z morzem i powrót do domu. W tę stronę omijamy płatną autostradę na Słowenii, zjeżdżając z bezpłatnego odcinka na Ptuj i powiem, że to bardzo dobry manewr, gdyż trasa alternatywna prowadzi przez bardzo piękne rejony siostry Słowenii. Przyglądając się jej z bliska, jednogłośnie podtrzymujemy zdanie, że bliżej jej do Austrii niż bałkańskich sióstr.

fairy tale for kids old classic car
Bajka dla dzieci o starej klasycznej motoryzacji z czasów komunizmu
ubezpieczenia oc auta

Zapraszamy do odwiedzenia naszego bloga podróżniczo-historycznego: www.samochodemnawakacje.pl oraz przystąpienie do grupy dyskusyjnej: https://www.facebook.com/groups/bycaronvacation/

Instagram: https://www.instagram.com/by_car_on_vacation/ Youtube: https://www.youtube.com/patrykkorbel – zasubskrybuj nasz kanał i bądź na bieżąco.

About

You may also like

Masz pytania, komentarze? pisz śmiało, ale z klasą :-)