Przygotowanie samochodu przed podróżą jest mega istotną kwestią. Niezależnie od tego czy będziemy podróżować starym klasykiem czy nowym samochodem musimy przeprowadzić jego przegląd, abyśmy bezstresowo mogli dotrzeć na miejsce docelowe. Oczywiście nigdy nie jesteśmy w stanie przewidzieć awarii w naszym samochodzie, ale możemy ograniczyć takie przypadki.
Skupmy się teraz na wyjeździe wakacyjnym naszym młodszym rocznikowo autem – nie klasykiem.
Przegląd auta zaczynamy od oceny wizualnej i słuchowej poszczególnych podzespołów.
Na pierwszy ogień idą opony i ich stan. Będziemy mieli do pokonania co najmniej kilkaset kilometrów po różnej jakości asfalcie, betonowej nawierzchni a może i drodze szutrowej. Pomijam już wyjazdy w aurze zimowej. Stara opona, nie daj Boże zmurszała nie wytrzymuje takich obciążeń i będziemy narażeni na ryzyko jej pęknięcia, co przy jeździe z większą prędkością może źle się skończyć. Na południu Europy występują duże temperatury, które także mają wpływ na wytrzymałość opon. Kilka lat temu wyjechałem w trasę na leciwych oponach, z grubym bieżnikiem ale po 200 przejechanych kilometrach dwie opony popękały i musiałem awaryjnie stanąć przy drodze. Chcąc, nie chcąc kupiłem dwie gumy od Pana z pomocy drogowej i to po cenie średnio rynkowej… stało się tak pierwszy i ostatni raz.
Wielokrotnie powtarzałem osobom ze mną podróżującym przez alpejskie zawijasy, jak byśmy zjeżdżali z gór podczas obfitych opadów deszczu! Ryzyko ogromne, odradzam. W krajach zazwyczaj skąpanych w słońcu zdarza się, że również popada i wówczas zebrany na drodze kurz w połączeniu w pierwszym momencie z wodą tworzy tzw. papkę, po której jedzie się jak po śliskim. Dopiero po kilku minutach ulewa zmyje ją z drogi. Sprawdzając stan opon zwróćmy uwagę na jednolitość bieżnika. Jeżeli jedna ze stron jest mocnej zużyta, może to wskazywać na rozjechaną zbieżność kół. Przy długiej trasie opony zostaną zdarte krawędziowo do przysłowiowych drutów.
Przy okazji zerknijmy na koło zapasowe, w jakim jest stanie i czy jest napompowane. Sprawdźcie proszę czy jest sprawny lewarek i klucz do kół. Bez nich wymiana koła nie będzie możliwa. Ja kupiłem mały podnośnik typu żabka, hydrauliczny na kółeczkach i wcisnąłem go obok koła w bagażniku. Takie rozwiązanie przydaje się, kiedy musimy wejść pod auto w przypadku awarii np.: układu jezdnego, wydechu itp.
Będąc przy układzie wydechowym zalecam wymianę na nowy w każdym przypadku, kiedy zaczynają się gdzieś przedmuchy i słychać go głośniej niż zazwyczaj. Przed wyprawą na Sycylię zignorowałem fakt mocnego przegrzania tłumika (był w większości koloru rudawego) i na powrocie z wyspy popękał i rozsypał się na części… Wizyta u lokalnego mechanika trwała ponad 5 godzin i kosztowała 100 euro za poskładanie go i pospawanie.
Gdybym to zrobił w Polsce nie byłoby nerwów i straconego czasu. To samo dotyczy stanu naszych hamulców. Jeżeli regularnie piszczą i czujemy, że ich skuteczność maleje, nie zastanawiajmy się nad ich wymianą. Górskie trasy nie wybaczają.
Stan zawieszenia sprawdzimy najlepiej na stacji diagnostycznej lub po domowemu na tzw. słuch. Próbę testową zaliczymy przejeżdżając przez próg zwalniający i w trakcie jazdy po kostce brukowej. Wówczas najczęściej odezwą się poluzowane elementy i połączenia metalu z gumą. Stan zawieszenia ma wpływ na nasze bezpieczeństwo i drogę hamowania.
Przejdźmy do kontroli oświetlenia naszego samochodu. Po kolei włączamy wszystkie światła z przodu (pozycyjne/mijania/drogowe), następnie z tyłu, łącznie ze światłem cofania, przeciwmgielnym oraz podświetleniem tablicy rejestracyjnej. Kolejny krok to kierunkowskazy i światła awaryjne. Na koniec lampkę wewnętrzną i ewentualnie w bagażniku, jeśli takową posiadacie. Zawsze wożę ze sobą komplet zapasowych żarówek i bezpieczników.
Pod maską zwróćcie uwagę na poziom płynu chłodzącego (kolor różowy) w zbiorniku wyrównawczym – prawidłowy poziom płynu lekko powyżej minimum. Na wyjazd zabieramy litr płynu, żeby mieć w razie potrzeby na dolewkę (uwaga! nigdy nie odkręcaj korków przy mocno nagrzanym silniku! Grozi oparzeniem! Poczekajmy aż motor ostygnie).
Kolejna rzecz to poziom oleju w silniku. Ta operacja jest niezwykle prosta i sprowadza się do wyjęcia bagnetu oraz oceny wizualnej poziomu na skali. Jeżeli poziom jest za niski to dolejcie oleju i obowiązkowo zabierzcie ze sobą litr na dolewkę, chyba, że Wasz silnik ma większe zużycie to musicie zaopatrzyć się w odpowiednią większą ilość.
Ocena wizualna i jakościowa pasków napędowych polega na sprawdzeniu czy paski są całe, niepostrzępione, i o grubości kilku milimetrów. Następnie naciskamy palcami na paski sprawdzając ich luz. Jeżeli jest zbyt luźny, piszczy po rozruchu, ślizga się to bezwzględnie musimy pojechać do mechanika w celu naciągnięcia. Ważne! Nie wkładajmy rąk w pobliże wentylatora przy chłodnicy, kiedy silnik jest gorący! Może samoczynnie włączyć się wentylator a efekty tego można sobie wyobrazić!
Na koniec dolewamy płyn do spryskiwaczy, dlatego, że jadąc np.: na południe, przy dużych temperaturach występuje mocne zakurzenie, które osadza się na naszym aucie. Powoduje to ograniczenie widoczności i trzeba przemyć szyby płynem. Jak już dolejemy płynu to sprawdźcie stan wycieraczek, żeby nie okazało się, że w trakcie ulewy będziecie musieli stać na poboczu bo nie będzie czym zbierać wody z szyby. Widziałem już takie przypadki, kiedy właściciel auta po zimie stwierdził, że wymieni pióra wycieraczek przed samą zimą…
Przeglądając wnętrze komory silnikowej sprawdźcie stan różnego rodzaju elementów gumowych, mowa o wężykach i ich obejmach. Jeżeli widzimy, że guma jest sparciała, obejmy są zielono-rdzawawe, noszą znamiona przeżarcia przez płyny eksploatacyjne, to koniecznie dokonajcie ich wymiany, bo w przypadku wycieku w trakcie jazdy możemy zagotować silnik i mocno opóźnić całą podróż.
Przy tej okazji zachęcam do zakupu mocnej taśmy naprawczej typu McGyver, którą można wykorzystać do wielu napraw i rozwiązań. Ostatnimy czasy uratowała mi życie, kiedy okazało się, że w Trabancie pękł przewód paliwowy i benzyna lała się mocnym strumieniem. Całe szczęście Trampki mają w kabinie kranik, który zakręciłem i zaizolowałem tymczasowo przewód właśnie taką taśmą, odporną na benzynę. Bez niej dalsza jazda nie byłaby możliwa.
Ostatnią rzeczą do sprawdzenia jest akumulator. Jeżeli mamy z nim problem, auto ciężko odpala, po dłuższych trasach czujemy, że nie jest naładowany, to zróbmy próbę przy użyciu miernika, lub kupmy mały miernik (ja tak zrobiłem), który wtykamy do gniazda zapalniczki i na bieżąco pokazuje nam jaki jest poziom ładowania. We współczesnych autach poziom ładowania przy włączonych światłach mijania powinien oscylować w granicy 14V. W klasykach jest niższe bo około 13,1V. Może okazać się, że alternator lub prądnica wymagają naprawy, którą zdecydowanie zróbcie przed wyjazdem. Szczególnie klasyki lubią nawalić z ładowaniem w nie spodziewanym momencie 🙂 (pamiętam akcje na złombolu, kiedy altki padały w polonezach jak muchy).
Na koniec co warto ze sobą zabrać: sprawną gaśnicę z legalizacją na dany rok, trójkąt ostrzegawczy, kamizelki odblaskowe dla każdego pasażera, apteczkę z plastrami, wodą utlenioną i bandażami, fajnie jakbyśmy mieli ustnik do sztucznego oddychania usta- usta, napompowane koło zapasowe, lewarek, klucz do śrub w kole, podstawowe narzędzia typu śrubokręt, kombinerki, młoteczek, żarówki na wymianę oraz bezpieczniki.
Wykupmy także ubezpieczenie assistance. Zawsze będziecie bezpieczni w razie awarii. Jeżeli jedziecie poza unię to poproście swoją ubezpieczalnię o tzw. „zieloną kartę”.
Reasumując – najbezpieczniej i najpewniej jest podjechać samochodem do rzetelnego diagnosty, który sprawdzi nam wspomniane powyżej podzespoły lub do salonu samochodowego, który będzie prowadził promocyjną akcję sprawdzania pojazdów przed wakacjami – często taka usługa kosztuje około 50 zł a będziemy pewni czy wszystko jest ok czy do naprawy.
Masz pytania, komentarze? pisz śmiało, ale z klasą :-)