„… stoję w ciemnej toalecie gdzieś na trasie prowadzącej do Kairu. Jest środek nocy, panują egipskie ciemności. W środku publicznej toalety panuje lekki półmrok, a do wyjścia prowadzi tylko jeden korytarz… Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że w owym kiblu byłem sam, a korytarz wychodzący blokował jakiś wielgachny chłop z karabinem w ręku i wzrokiem wpatrzonym we mnie! Pędzące neurony nagle zatrzymują się, a mózg nie potrafi wymyślić jakiegoś sensownego rozwiązania…”.
Proszę Państwa to tylko Egipt! Nie ma się czym martwić. Przecież jest dobrze już wtedy, kiedy ominie nas „zemsta faraona” i kilkudniowy pobyt w hotelowej łazience. A z tym bywa różnie. Statystycznie połowa przyjezdnych kończy na muszli klozetowej i zażywa lokalne leki na biegunkę i rozstrój żołądka. Te przywiezione z Polski nie nadają się do walki z faraonem. Nas to na szczęście ominęło, ale dla nowo poznanych znajomych zapylaliśmy do apteki po specyfiki.
Nasz pobyt w tym starożytnym państwie zaczynamy bardzo popularnie – lotem do hotelu w Sharm el Szejk. Miejsce to jest sztucznym tworem, powstałym na potrzeby rozwijającej się turystyki i nabijaniu kasy państwowym bonzom i wysoko postawionym wojakom. Przyznajemy, że jakość i ilość oferty hotelowej robi na nas pozytywne wrażenie. Do tego dochodzi piękna pogoda (choć latem trudno wytrzymać w tak wysokich temperaturach) stwarzają namiastkę małego raju na ziemi.
Nim trafiliśmy do wypożyczalni aut, zapoznano nas z ciekawą historią współżycia wojsk zabezpieczających kurort z pustynną ludnością – Beduinami. Pewnego dnia jadący swoim (lub nieswoim) pickupem Beduini nie zatrzymali się do kontroli na ulicznym posterunku. Postanowili zwiać na pustynię i tyle byłoby ich widać. Jednak sprawa okazała się o wiele trudniejsza – w pogoń za nimi ruszyli wojacy, którym udało się dogonić uciekinierów, a nawet – o zgrozo! ich zastrzelić!
W odwecie, na jeden z posterunków drogowych napadli Beduini i wystrzelali wszystkich żołnierzy pełniących w tym miejscu służbę… .
W nawiązaniu do takich faktów odmówiono nam wypożyczenia samochodu. Zdani byliśmy zatem na zorganizowany przejazd autokarem. W odróżnieniu od Hurghady po Synaju nie jeździ się w konwoju z uzbrojoną eskortą. W Naama Bay (dzielnica sklepowo-rozrywkowa) kupiliśmy bilety na wycieczkę do Kairu. To miejsce było w pierwszej 10 miejsc, które chcemy zobaczyć!
Kair to nie tylko bliskość piramid i Egipskie Muzeum. To przede wszystkim atmosfera i ludzie, którzy je tworzą. Od zarania dziejów to potężne miasto było niemym świadkiem intryg, gier szpiegowskich i fascynujących wydarzeń ze świata „Baśni z tysiąca i jednej nocy”. Kair to miasto tysiąca minaretów i zarazem największy na świecie ośrodek świata islamskiego. Kairczycy nazywają metropolię „Matką wszystkich miast” i jednocześnie najliczniejsza na świecie grupa mieszkańców (coś około 3 milionów ludzi) zamieszkuje najbardziej niezwykłą dzielnicę – „Miasto umarłych”. Nie zapomnijmy jeszcze o fascynującym Nilu, po którym pływały starożytne łodzie faraonów.
Do Kairu wyruszamy późnym wieczorem, aby o świcie być na miejscu. Przed nami długa droga, więc trzeba „uskutecznić dłuższą kimę”. Wracamy w tym miejscu do opowieści z samego początku. Jeszcze przed świtem i wjazdem na przedmieścia Kairu, autokar zatrzymał się na przydrożnym parkingu z toaletą. Byliśmy tylko my i wszyscy pasażerowie rzucili się do wyjścia. Ja jeszcze spałem i dopiero jak
wszyscy wrócili do środka, ja poleciałem do kibelka… . Okazało się, że uzbrojony pan to nasz ochroniarz, który obowiązkowo zabierany jest do każdego autokaru przed wjazdem do miasta!.
Wschód słońca przywitał nas na przedmieściach Kairu. Intensywne promienie słońca nadawały blasku ciasno ustawionym blokom. Ciekawostką jest fakt, że lokator, który wyprowadza się z danego mieszkania zabiera ze sobą wszystkie okna! Jest to zjawisko widoczne na wielu budynkach, a nam może wydawać co najmniej dziwnym zwyczajem.
Kair powierzchniowo nie jest wcale większy od Warszawy, natomiast zamieszkuje go ponad 9 mln ludzi, którzy muszą gdzieś mieszkać, coś zjeść, gdzieś pracować i poruszać się po mieście. Nie wspomnę o generowaniu niezliczonych ton śmieci i odchodów.
Ilość mieszkańców jest widoczna na ulicach metropolii. Panujący tu gwar jest nie do opisania. Ludzie są dosłownie wszędzie, przechodzą drogi gdzie im się spodoba i gdzie im wygodnie. Do tego chaosu włączają się zmotoryzowani, próbując wcisnąć swoje maszyny w najmniejszy i najciaśniejszy zakamarek drogi. Klakson to stała pozycja w tym miejskim rozgardiaszu. Istne wariatkowo! Na każdym skrzyżowaniu umocowano maleńki posterunek dla policji. Bielutkie mundury funkcjonariuszy kontrastują z czarną blachą pancernych osłon, za którymi stoją. Egipt jest bezpiecznym miejscem na ziemi, jednak nie jest wolny od aktywnych bojowników… .
Nad centrum Kairu zawieszona jest ogromnej wielkości mgła, będąca efektem zanieczyszczenia powietrza i wszechobecnego smogu. W upalne dni, przy zerowym ruchu powietrza cała ta trująca zawiesina unosi się nad miastem.
Nie ma w chwili obecnej lepszego miejsca niż Kair, by zobaczyć w ciągłej eksploatacji dorobek socjalistycznej motoryzacji. Po ulicach miasta nadal jeżdżą wysłużone do granic możliwości rodzime Polonezy, Fiaty 125p, Nyski, Żuki czy radzieckie Moskwicze i jugosłowiańskie Zastavy. Większość z nich pomalowana jest na czarno-białe barwy, informujące o przynależności pojazdu do kręgu taksówkarzy. Pod Kairem działała nawet montownia Polonezów i dużych Fiatów. Z PRLu wysyłano części do Egiptu (omijając w ten sposób cło), a Egipcjanie składali gotowe wozy wykorzystując lokalną siłę roboczą (wychodziło taniej). Polska dzięki eksportowi zasilała swój budżet tak potrzebnymi dewizami. W lokalnej prasie nadal pojawiają się oferty kupna-sprzedaży tychże samochodów i to po wysokich cenach.
Wracając z eksploracji piramidy Cheopsa – o czym napiszemy w dalszej części – zatrzymaliśmy się na obiad w kairskiej restauracji, gdzie, co ciekawe obsługiwały młode Egipcjanki w rozpuszczonych włosach. To bardzo miły widok w tak religijnym kraju, aczkolwiek próba zrobienia „selfi” z dziewczętami kończyła się wtargnięciem w kadr któregoś z kelnerów. Widocznie nie przystoi kobiecie – muzułmance fotografowanie się samej z obcym gościem. Taka jest filozofia islamu, aczkolwiek obecny świat zmierza ku zmianom i spora liczba młodych, wyzwolonych „kairzanek” próbuje żyć jak ich europejskie rówieśniczki.
Po sesji zdjęciowej podszedł do mnie nasz dwudziestoletni przewodnik – szacun dla tego młodego gościa za chęć nauczenia się najważniejszych języków na świecie i uwaga! języka polskiego!, w którym widzi spory potencjał. Chłopak z lekką nieśmiałością zapytał mnie czy chciałbym poznać jego siostrę i był gotów na szybko zorganizować nasze spotkanie. Bardzo zależało mu abym zabrał ją do Polski, wziął z nią ślub, a potem ściągnął swojego egipskiego szwagra! Dobre, co?! 🙂
Punktem obowiązkowym na turystycznej mapie Kairu jest wizyta na wielkim bazarze, z którego świadomie zrezygnowaliśmy. Egipcjanie to bardzo pozytywni ludzie, żyjący zgodnie z filozofią islamu, która między innymi nakazuje bogatszym dzielenie się swoimi dobrami z biedniejszymi. Biały człowiek uchodzi więc z założenia za chodzący portfel napchany kasą, którą oczywiście chętnie wyda. Egipcjanie praktykują w handlu swoistą etykę, mającą na celu wyniesienie ceny do granic przyzwoitości, a następnie wciągają kupca w grę pt. „potargujmy się”. Wchodząc na taki bazar stajemy się z reguły „przyjacielem” każdego handlarza! Każdy spróbuje przynajmniej jeden raz wcisnąć Wam swój towar. „My friend!” na długo zagości w Waszych umysłach, dlatego też postanowiliśmy zostać z naszym kierowcą i pozwiedzać z nim miasto.
Autokary wożące turystów muszą być cały czas w ruchu i nie mogą czekać na parkingu. Dzieje się tak z powodu braku parkingów, a po drugie z ryzyka umieszczenia ładunku wybuchowego. Przed każdą atrakcją turystyczną miasta znajduje się strzeżony parking, na którym wsiadają i wysiadają turyści, po czym autokar odjeżdża i krąży zatłoczonymi uliczkami miasta.
Nasz kierowca sprawił nam niespodziankę i zatrzymał się pod jakimś ukrytym bazarem dla lokalsów. Wysiadając oznajmił, że idzie na chwilę kupić sobie nowe spodnie, a my mamy zakupić mu obok w budce worek wypełniony sporą ilością chlebków, o rozmiarze dużego talerza. Dał nawet kasę! Porządny z niego gość.
Jeżdżąc autokarem po mieście mijaliśmy najważniejsze zabytki miasta. Poza muzeami, największym skarbem Kairu są jego niezliczone meczety. Jest ich tu ponad 1000, a moment nawoływań Muezina wyzwala symfonię dźwięku w całym mieście. Meczetu nie traktujcie jako świątyni, tylko otwarte dla każdego miejsce relaksu dla duszy i ciała. Brzmi to dość dziwnie, jednak Egipcjanie mają tak liberalne podejście.
Kair to wymarzona destynacja dla każdego obieżyświata i miłośnika starożytnej kultury. To miasto łączy w sobie fascynujący i tajemniczy klimat „Księgi tysiąca i jednej nocy” z nowoczesnością, biedę z bogactwem, dzielnice biznesu ze slumsami oraz styl kolonialny ze starożytnym. To miasto jest największą aglomeracją w całej Afryce i świecie arabskim. Nazywane „Matką świata” pretenduje do statusu centrum biznesu oraz religijno-kulturalnego. Kair to także jeden z cudów świata – piramidy oraz sfinks, a także największe na świecie muzeum egipskie z niezliczoną ilością eksponatów.
Kto z Was jeszcze tu nie dotarł, powinien natychmiast szukać taniego lotu i wkręcić się w ten fascynujący świat. Jak mówi stare kairskie powiedzenie: „kto raz zasmakuje wody z Nilu, ten po inną już nigdy nie sięgnie”, tak samo jest z przyjazdem do Kairu. Kto raz zasmakuje tego miasta, ten na zawsze się od niego uzależni.
Przeczytaj także o naszej wyprawie na Kretę: Samochodem na wakacje.pl – Co łączy Europę z Minotaurem i oliwkami? – KRETA samochodem! oraz propozycję zwiedzania Bałkanów: Samochodem na wakacje.pl – Samochodem przez Bałkany
Masz pytania, komentarze? pisz śmiało, ale z klasą :-)