fbpx

Ze 100 dolarówką do Bułgarii!

Esprit tamtych lat był ogromny i dalece posunięty. Blisko dwadzieścia lat temu wybraliśmy się w jedną z naszych pierwszych wspólnych i zagranicznych podróży – do Bułgarii. Były to czasy bez youtuba, internetu i z przeraźliwie drogimi komórkami. Z braku kasy zdecydowaliśmy się na środek transportu w postaci wysłużonego jak się później okazało autokaru (takie czasy), który dawno powinien przebywać na moto-emeryturze.

po lewej największy Placek pod słońcem, po prawej nasz rydwan z wielką szybą 🙂

Wyruszyliśmy radośnie ze 100 dolarówką w kieszeni (nie licząc oczywiście przejazdu autokarem). O dziwo wystarczyło nam to na nocleg u Bułgarów – w wynajętym pokoju (na 10 dni), ze wspólnym kibelkiem i prysznicem, stołowaniem w lokalnej knajpie i włóczeniem na piechotę po okolicach Rawdy, Nesebyru i Słonecznego Brzegu (czasem korzystaliśmy z autobusu miejskiego). Na powrocie zahaczyliśmy jeszcze o Sofię.

Co z tego zapamiętaliśmy?

Dwudniową podróż autokarem – dzisiaj byłaby to lekka masakra! Krótkie fotele i mało miejsca na nogi, ogólnie ciasnota. Po kilkunastu godzinach siedzenia, część ludzi leżała w przejściu lub spacerowała wzdłuż autobusu, jak tylko miejsce na to pozwalało. Liczne granice – blok wschodni nie był wówczas w UE ani w strefie Schengen. Długi postój na granicy z Serbią, która zlizywała jeszcze blizny po bombardowaniach NATO i nosiła brzemię „agresora” w wojnie domowej na obszarze „Wielkiej Jugosławii”. Po przekroczeniu granicy i ujechaniu kilkunastu kilometrów, okazało się, że nie zostały załatwione wszystkie formalności i wjechaliśmy nielegalnie do Serbii. Auto policyjne na włączonych kogutach poinformowało nas o tym fakcie odbywając za nami krótki pościg!. Kolejna kontrola drogowa serbskich policjantów nastawiona była na „wyciągnięcie” z autokaru parzonej kawy! (część autokarów dalekosiężnych posiadała proste ekspresy do kawy z papierowymi filtrami i magnetowidy VHS).

U Serbów w przydrożnej knajpce zjedliśmy pyszny i tani obiad, a kiedy zażartowałem, że jeszcze czuję niedosyt i wciągnąłbym małą dokładkę – to dostałem ją za friko, plus jabłko na dalszą drogę!. Na granicy bułgarskiej (i rumuńskiej także) przejeżdżało się kołami przez niski dołek wypełniony po brzegi brudną wodą, która służyła do rzekomej dezynfekcji pojazdu! To jakieś jaja i chęć wyciągnięcia kasy. Taka przyjemność kosztowała kilka lub kilkanaście lewów – nie pamiętam dokładnie… . Dziś ten proceder został ukrócony za sprawą interwencji UE.

Wchodzę na stację paliw za potrzebą – pytam obsługi czy mają toaletę – dwie Panie za kasą kręcą przecząco głowami. Myślę szkoda i kieruję się za stację pod drzewko – nie ma innego wyjścia, trzeba jakoś sobie poradzić. Po wejściu do autokaru uzmysławiam sobie, że w Bułgarii te gesty mają odwrotne znaczenie niż w reszcie Europy! Ale lipa i wstyd! No cóż, człowiek uczy się na błędach… .

Ciekawostka! Wiecie skąd wziął się u Bułgarów zwyczaj kiwania głową na TAK? Otóż, jak głosi legenda, podczas okupacji tureckiej Bułgarzy byli nakłaniani do zmiany wiary i przejścia na islam. W skutek odmowy ponosili karę i chcąc wyjść z takiej opresji, pozostając przy tym w zgodzie ze swoim sumieniem i wiarą, wypracowali system zamienionych gestów głową. Od tamtej pory na tak kręcono głową na boki, a na nie w przód i tył. Na pytanie Turków: czy przejdziesz na islam – kiwali głową do przodu, a w rzeczywistości oznaczało to nie!

W tamtym okresie bardzo popularne stało się małe miasteczko Rawda, leżące nieopodal zabytkowego Nesebyru. Noclegi śmiesznie tanie, warunki lekko spartańskie (nikt na to nie zwracał uwagi) i mega tanie jedzenie i picie w knajpkach! Naszą ulubioną przegryzką stały się bułgarskie chipsy – małe rybki wysmażone na głębokim oleju oraz sałatka szopska. Do tego zestawu idealnie podchodziło zimne piwko Zagorka! Miód malina! Wysmażone rybki po dziś dzień nam się nie znudziły i za każdym razem jak mamy ku temu okazję to wcinamy je garściami 😉

Autobus miejski w Rawdzie. Jedziemy do Słonecznego Brzegu, który emanował wówczas zachodnim luksusem. Trochę nam to imponowało, ale patrząc na panujące tam ceny zostaliśmy jedynie przy darmowym plażowaniu. Wracając do autobusu w Rawdzie – w każdym jeździł bileter i sprzedawał „jizdenki”. Zauważyliśmy, że ma dwa kolory biletów i przyznaje je pasażerom według nie znanego nam jeszcze klucza. Kiedy podszedł do nas zapytał nieśmiało skąd jesteśmy, nasza odpowiedź, że z Polski wywołała na jego twarzy uśmiech i zwinnym ruchem ręki zrywa dwa bilety w kolorze przeciwnym do tego, który mieli Niemcy. Jak się później okazało my dostaliśmy wersję jak dla lokalsów, czyli tańszą!.

Nesebyr jest śliczny, ale ocieka komercją! Piękno architektury zostało wówczas ubrane w szyldy, szyldziki i inne reklamy mające na celu przyciągnąć turystów i zachęcić do zakupów. Ok. Tak działa turystyka, ale można to zrobić w inny gustowniejszy i mniej ingerujący w zabudowę sposób. Niestety w większości ciekawych miejsc na świecie występuje to samo zjawisko.

Poza tym szczegółem Nesebyr bardzo nam się podobał. Jest bardzo kameralny i uroczy, pewnie ze względu na swoje położenie. Będąc w Bułgarii musicie koniecznie tu przyjechać i poczuć ducha tego miejsca. Na pewno Wam się spodoba 🙂

Naszą autobusową eskapadę wspominamy z wielkim sentymentem, a w drodze powrotnej postanowiliśmy, że przyjedziemy tu kiedyś na dłużej. Tak też się stało 🙂 ale o tym w innym tekście 😉

bułgarii

About

You may also like

Masz pytania, komentarze? pisz śmiało, ale z klasą :-)