Na pierwszy raz brzmi dość ponuro i wzbudza lęk! Ostatnie wydarzenia w Tbilisi i starcie z Rosją w 2008 roku podsycają tylko te niemiłe skojarzenia o tej drodze! Prawda jest taka, że drogę tę należy umiejscowić na pudle wśród atrakcji jakie oferuje przyjezdnym Gruzja i każdy bywalec Zakaukazia powinien przejechać choć raz tę trasę samochodem lub marszrutką!
Droga wojenna liczy 208 km długości, łączy ze sobą Kaukaz północny z Południowym, Tbilisi z rosyjskim Władykaukazem, i przebiega przez niebotyczne i epickie krajobrazowo górskie pasma Kaukazu. Najwyższym punktem GDW jest Przełęcz Krzyżowa – 2379 m n.p.m., z której widoki są tak zachwycające, że przyspieszają kilkukrotnie bicie serca!
Skąd się wzięło określenie Droga Wojenna?
Będzie trochę historii.W XIX wieku Rosjanie na rozkaz swojego cara dokonują postępującej aneksji Kaukazu. Mają jednak problem z kaukaskimi góralami, którzy z charakteru, uporczywości i waleczności skutecznie utrudniają im zawładnięcie ziem Osetyjczyków, Czeczenów i Dagestańczyków. Car Mikołaj I Romanow nakazał wówczas przebudowę kaukaskiego szlaku, tak aby można w szybszym czasie przemieszczać wojskowe oddziały. Rodowód szlaku sięga już starożytnych czasów. Przecinał bowiem pasmo kaukaskich gór i znacząco ułatwiał przemieszczanie się ludom pomiędzy Azją a Europą. Korzystali z niego kupcy i całe armie.
Królestwo Gruzji w tym czasie było rozbite na Królestwo Kartlii, Królestwo Kachetii i Królestwo Imeretii i dużo mniejsze mini państewka. W drugiej połowie XIX w. sytuacja Kartlii i Kachetii (wschodnia Gruzja) była niepewna i zagrożona najazdami zbrojnymi ze strony Persów i Turków, a także wojowniczych górali z Dagestanu. Okoliczni sąsiedzi bardzo starali się zislamizować chrześcijańskie ziemie, jednak do dziś im się to nie udało. Temat przerabialiśmy przy okazji wizyty turków na przedmieściach Wiednia, kiedy to nasz Janek III Sobieski wytłumaczył grzecznie, że nie jesteśmy razem z Europą zainteresowani zmianą religii. Ówczesny król Kartlii i Kachetii Herakliusz II szukał sojuszników w walce z najeźdźcami i ostatecznie znalazł… Rosję! Był to klasyczny przykład ludzkiej ucieczki z deszczu pod rynnę… .
Braci Rosjan dwa razy prosić nie trzeba! W 1783 r. Rosja i Gruzja podpisały traktat gieorgijewski, na mocy którego królestwo Kartlii i Kachetii zostało rosyjskim protektoratem i miało być od tej pory strzeżone przed wrogiem. Jak wiemy z własnej historii, taki traktat to tylko fikcja i mrzonki. Namacalnym śladem tej historii jest motyw graficzny wewnątrz rotundy, którą odwiedzicie przemierzając właśnie drogę wojenną.
W kolejnych latach do Rosji wcielone zostały także państwa zachodniej Gruzji: Królestwo Imeretii, Królestwo Abchazji, Księstwo Megrelii, Guria i Swanetia. Podsumowując, mogę śmiało napisać, że Gruzińska Droga Wojenna służyła carskiej Rosji w ujarzmianiu Zakaukazia i jego ludów. Zmodyfikowana w XIX wieku przez carskich inżynierów doczekała się asfaltowej nawierzchni i służy dzisiaj jako szlak handlowy dla ciężarówek zmierzających na granicę z Federacją Rosyjską oraz licznych turystów przybywających z całego świata w celu zaspokojenia swoich dusz niebiańskimi widokami górskich przestrzeni.
Od czego zaczynamy podróż po GDW?
Z Tbilisi ruszamy samochodem w kierunku Mcchety – dawnej stolicy Gruzji. Te urokliwe miasteczko odwiedzamy na powrocie i nocujemy u sympatycznej Gruzinki z piwniczką pełną domowego wina i drenującej mózg mocnej czaczy. Stara część Mcchety przypomina nam bułgarski Nesebar, spacerując jej kamienistymi uliczkami mieliśmy wrażenie, że już tu byliśmy.
Jadąc dalej dotrzecie do ogromnego zalewu Zhinvali wypełnionego turkusową wodą. Sporo przyjezdnych szuka tutaj swojego miejsca na idealne zdjęcie z dużą wodą w tle. Nad północnym krańcem góruje twierdza obronna Ananuri z bardzo starym monastyrem, obok których przebiega droga wojenna. W sezonie letnim panuje tu istne oblężenie turystyczne i miejsce to traci swój duchowy sens. Jednakże jeśli uda Wam się znaleźć wolne miejsce na parkingu, to warto zajrzeć do świątyni i obejrzeć wyjątkowo piękną panoramę Zhinvali. Za władzy sowieckiej ten kompleks miał zostać zalany wodą, ale pomysł zarzucono pod naciskiem gruzińskiej społeczności.
Wnętrze monastyru zobaczcie na naszym filmie.
Kolejnym punktem na trasie przejazdu jest najlepszy na całym Kaukazie ośrodek narciarski Gudauri (jeszcze, bo budują się konkurencyjne resorty). Na miłośników zimowych szaleństw czekają: 35 km tras zjazdowych, wyciągi oraz dobre hotele. Piękne widoki macie zagwarantowane, chyba, że na przeszkodzie stanie Wam kapryśna pogoda. W lecie okoliczne stoki są pięknie zazielenione i tworzą tkane na wymiar dywany opasające kaukaskie wzgórza.
Wspinając się na wyższe kondygnacje górskiej drogi dojedziecie do betonowej rotundy, stanowiącej pomnik wspólnej historii gruzińsko-rosyjskiej. Obiekt powstał w 1983 roku i zawieszony jest nad wysokim urwiskiem poniżej Przełęczy Krzyżowej (2379 m n.p.m.). Z poziomu parkingu, widok na rotundę zawieszoną nad przepaścią, kuriozalnie pokazuje współczesne relacje pomiędzy oboma krajami. Stając pośrodku tego soc-artyzmu skierujcie wzrok na lewą część porcelanowej mozaiki. Przedstawia ona okres życia w Gruzji przed podpisaniem traktatu „gieorgijewskiego” w 1783 roku.
Widać wyraźnie, że był to okres ciągłych najazdów ze strony Persów i Turków. Po podpisaniu traktatu następuje okres pewnego wsparcia dla Gruzinów ze strony macierzy Rosji. Rok 1983 oznacza datę powstania rotundy i podkreślenia przyjacielskich relacji obu narodów. Miejsce zostało celowo wybrane – droga wojenna służyła Moskwie do ujarzmiania Zakaukazia… . Wokół pomnika tętni życie i lokalny handel oraz usługi. Namawiamy do zakupu świeżutkich owoców przygotowanych do zjedzenia i gruzińskich słodkości. Część sprzedawców oferuje wełniane wyroby, idealne na jesień i zimę oraz wyjścia w góry w chłodne dni.
Z Przełęczy Krzyżowej odbywają się regularne loty na paralotniach. Chętnych do podniebnych wojaży nie brakuje, a Ci którzy wzniosą się niczym Ikar na błękitne niebo, powrócą oczarowani kaukaskim pięknem.
Kolejną ofertą górskiej przyrody są naturalne źródła wody mineralnej, wydobywające się spomiędzy skalnych szczelin. Wyjątkowy widok dostarcza formacja skalna o intensywnym rudym kolorze, przypominająca śnieżne, bawełniane tarasy tureckiego Pammukale. Wody nie spróbowaliśmy, ale poświęciliśmy dłuższą chwilę temu niezwykłemu miejscu.
Stepancminda dawniej nazywany Kazbeg to końcowe miasteczko na naszej wojennej drodze. Nazwa Kazbeg pochodzi od nazwiska rodowego Aleksandra Kazbegi – XIX wiecznego pisarza i popularyzatora górskich wędrówek. W miasteczku znajduje się jego rodzinny dom, w którym urządzono jemu poświęcone muzeum. Kazbegowie sympatyzowali ponoć z Rosjanami, stąd też nadanie miasteczku nazwy od nazwiska.
Stąd wdrapiemy się naszym czterołapem na wzgórze Gergeti do Monastyru Cminda Sameba (w tłumaczeniu Św. Trójcy – 2170 m.n.p.m.). Sam wjazd nie jest mocno wymagający, ale kierowcy bez doświadczenia w jeździe po górskich serpentynach powinni być bardzo uważni i nie panikować. My mieliśmy taką przygodę, w której trafiliśmy na spadające na drogę kamienie. Całe szczęście stało się to przed naszym przejazdem. Widoki z kolejnych poziomów wspinaczki pobudzały nasze zmysły i jeszcze mocniej determinowały do wjazdu na szczyt.
Widok ze szczytu na majestatyczny Kazbek jest dopełnieniem całości wrażeń po przejechaniu Gruzińskiej Drogi Wojennej. To taka wisienka na torcie artysty wieńczącego swoje dzieło. Widok jest tak piękny, że nie można nacieszyć oka, a w aparacie brakuje nagle miejsca na karcie na nowe zdjęcia. Z tarasu widokowego Monastyru Cminda Sameba (XIV w.) rozpościera się cudowna panorama na Kazbek i niewielkie miasteczko u jego podnóża. Wszyscy turyści robią tutaj zdjęcia krajobrazu oraz selfie.
Po okolicznych łąkach biegają żwawo konie, pasą się mućki, a bliżej Monastyru powstają małe grupowiska namiotowe backpackersów. Niedawno wybudowano kontrowersyjny parking z asfaltową nawierzchnią i poprowadzono od niego asfaltową drogę do Monastyru. Zdecydowanie ułatwi to ruch przybyłym turystom, ale z drugiej strony zabija ducha i dzikość tego miejsca. Ciekawostką jest fakt, że Monastyr w trakcie najazdów służył jako skrytka dla drogocennych, narodowych skarbów i relikwii, które nie mogły wpaść w ręce wroga. Takim skarbem był krzyż Św. Nino.
Końcowym punktem GDW po stronie Gruzji jest Wąwóz Darialski, nazywany „Wrotami Kaukazu”. Dalej jest już Wielka Rossssiiijaa. Oceniając tę wyprawę, uważamy, że droga wojenna jest punktem obowiązkowym na liście atrakcji do zobaczenia. Samą trasę umieszczamy na pudle najlepszych, jakie do tej pory przejechaliśmy samochodem. W skali od 1 do 5 przyznajemy 5 gwiazdek (1-lipa, 5-cudo) i zachęcamy Was do przejazdu całą trasą od Tbilisi do podnóża Monastyru Cminda Sameba.
Masz pytania, komentarze? pisz śmiało, ale z klasą :-)